Serwis informacyjny mieszkańców Barlinka i okolic

 

BORNE FURNITURE Sp. z o.o.

 KWW Bernardy Lewandowskiej AKTYWNI

 BORNE FURNITURE Sp. z o.o.

 KWW Bernardy Lewandowskiej AKTYWNI


 czwartek 28 marca 2024r.   imieniny: Antoni, Jan, Krzesisław

Reklama

Gomex Krzysztof Goryński

Szkoła Kierowców EFEKT

Mariusz Kuziel - Lewica

BARLINEK W NASZYCH SERCACH - Koalicja Obywatelska

TAK dla samorządu - PIS

KOALICJA SAMORZĄDOWA OK SAMORZĄD

INICJATYWA DLA BARLINKA

A A A
Image
Wywiad z Romaną Kaszczyc

Może nam Pani opowiedzieć trochę o sobie? Skąd Pani pochodzi, kiedy przyjechała Pani do Barlinka a przede wszystkim dlaczego postanowiła Pani właśnie w tym mieście zamieszkać? Urodziłam się przed wojną na Podolu (Kresy Wschodnie) w miasteczku wielokulturowym, co niewątpliwie miało wpływ na moje dalsze życie i twórczość.

Wojna była dla kilkuletniej Romy zbyt okrutną rzeczywistością, niemożliwą do zaakceptowania, wymyślałam więc swój własny świat i chroniłam się w nim. To temat rzeka, historia na książkę, której nie mam czasu napisać, chociaż można znaleźć jej wątki w „Dzienniku lirycznym”. Potem był Wrocław (od 1945r. ) – ogromne, jeszcze dymiące morze gruzów i pogorzelisk a wśród nich wysadzeni z transportu ludzie głodni, brudni, zmarznięci, przerażeni. W szybko odradzającym się Wrocławiu ukończyłam szkoły. Będąc studentką 4 roku PWSSP, przez przypadek znalazłam się w Barlinku ze studenckim teatrem poezji. Zauroczona przyrodą i niezwykłym podobieństwem do miasteczka w którym wojna odebrała mi dzieciństwo postanowiłam tu wrócić, by szukać własnej drogi i własnej prawdy, nie narzuconej przez trendy, lecz inspirowanej przyrodą.

W dużym mieście artyści walczą o pozycję, często za wszelką cenę. Tutaj mogę poszukiwać, tworzyć bez wpływu mody i dawać coś innym, czuć się kimś potrzebnym. Studia trwały 6 lat, więc kiedy tylko obroniłam dyplom i uzyskałam tytuł magistra sztuki, pożyczyłam na bilet w jedną stronę i wyruszyłam do Barlinka, pomimo protestów i oburzenia rodziny i przyjaciół. Wybrałam własną ryzykowną drogę, nie mając żadnego wsparcia, pracy, pieniędzy, mieszkania, znajomości. Miałam tylko wyobraźnię i wiarę, że dam radę. To był czas wielu lekcji pokory. Wierzyłam, że Barlinek jest moim miejscem przeznaczenia i póki co, dojeżdżając z Choszczna (gdzie spałam pod sceną ze szczurami) założyłam w Barlinku Ognisko Plastyczne. Długo by o tym opowiadać. Lepiej przejdźmy do następnego pytania.

REKLAMA

Od jak dawna zajmuje się Pani malarstwem, ceramiką, pisaniem legend?

R.K.  Pamiętam, że w szkole podstawowej moje rysunki wieszano na ścianach. Wykonywałam też pomoce naukowe i wszelkie dekoracje. Pisałam najczęściej po kryjomu, wierszyki i pamiętniki. Ceramika i prawdziwe malarstwo zaczęły się na studiach wraz z pojmowaniem sensu sztuki i odkrywania w sobie pasji. Baśnie i legendy tkwiły we mnie od dzieciństwa, tyle że nie pisane, ale jak wspomniałam, były moją ucieczką od realnego świata. Kiedy w ubiegłym roku spotkałam się we Wrocławiu z ludźmi z wagonu, którym nas transportowano na „Ziemie Odzyskane”, ktoś zapytał czy pamiętam swoje opowieści w czasie długiej i trudnej podróży. Oni je ciągle pamiętają. Miałam wtedy 7 lat i nie pamiętam co zmyślałam, ale dzięki temu podróż była znośniejsza. Książki powstawały dopiero w Barlinku, kiedy Bronek Słomka dorwał moje notatki i doprowadził do wydania pierwszej z nich. Potem już nie miałam hamulców by wydawać to co piszę, ani problemów ze znalezieniem wydawcy.

Skąd czerpie Pani natchnienie?

R.K. Inspiracją jest dla mnie przyroda, ale też ludzie, wspomnienia i życie, w którym każdy dzień coś przynosi i wyzwala jakieś refleksje. Wszystko co się dzieje i co widzę odbieram emocjonalnie, a praca twórcza jest interpretacją odczuć i wentylem, który pomaga znaleźć ujście pomysłom i emocjom.

Czy przez pryzmat swojej profesji inaczej postrzega Pani świat, ludzi?

R.K. Artysta nie bywa wolny od twórczego myślenia, nie ma swoich godzin pracy. Wszędzie i o każdej porze „kombinuje” nawet podświadomie, przetwarzając to co widzi na odczucia, którym potem nadaje formę. Sztuka jest filozofią jak poezja. Pisanie rymowanych wierszyków to jeszcze nie poezja, jeśli nie zawiera odczuć, przesłania, klimatu, refleksji. Któryś ze starożytnych filozofów nazwał obrazy malowaną poezją, a poezję pisanymi obrazami. Każde, nawet pozornie nie znaczące spotkanie człowieka, rozmowa, kontakt z przyrodą, podziwianie pejzaży czy rzeczy, każde wrażenie, gdzieś, kiedyś procentuje. Gdyby nazbierane uczucia i emocje nie miały ujścia w pracy twórczej, niejeden artysta wybuchłby jak wulkan. 

Image

Co jest Pani ulubionym tematem?

R.K. Przyroda i ludzie, ale z podtekstem. Zwykle łączę przyrodę i człowieka. Często używam symboli. „Ukrzesłowieni” ludzie tęsknią do wolności, zazdroszczą ptakom i aniołom, bywa że „uciekają za horyzont” lub podróżują „do Wysp Szczęśliwych”, niestety z bagażem codzienności od którego trudno się uwolnić, bo wolność to tylko marzenie, pojęcie abstrakcyjne.

Czy dalej zajmuje się Pani ceramiką?

R.K. Na początku lat dziewięćdziesiątych dopadła mnie seria kataklizmów życiowych, łącznie z chorobą, która uniemożliwiła mi dalsze tworzenie ceramiki, w której przecież miałam międzynarodowe osiągnięcia. Musiałam wtedy przebudować swoje życie i filozofię a także uwierzyć, że nie jest ważne w jakiej technice się tworzy, ale co ma się do powiedzenia. Cieszę się, że pracownia ceramiczna, którą założyłam w 1975 roku nadal prosperuje i rozwija się a nawet rozbudowuje. Czyli moje „dziecko” ma się dobrze. Ja zaś maluję, rysuję, piszę książki, służę radami, prowadzę warsztaty malarskie, mam wiele spotkań i czas wypełniony pracą bez reszty.

Pamięta Pani swoją pierwszą książkę, obraz i rzeźbę?

R.K. Pierwszy obraz po studiach, to był bardzo zamyślony portret. Ceramiki nie pamiętam, ale książkę tak, bo z każdą z książek wiąże się jakaś historia. Pierwszy był „Dziennik liryczny”. To refleksje i rozważania na temat dzieci i pracowni ceramicznej, przeplatane osobistymi wspomnieniami. Wydana była w czasach cenzury, składana przez zecera a na przydział papieru, o którym decydowało ministerstwo, czekałam kilka lat.

Może nam Pani opowiedzieć o swoich legendach. Czy dotyczą one tylko miejsc Pani bliskich, silnie z Panią związanych? Czy są skierowane do wszystkich odbiorców?

R.K. Moje legendy i baśnie mają przesłanie i są skierowane dla wszystkich. To tylko pozornie zmyślone bajeczki. Dotyczą miejsc, które uznałam za godne zainteresowania, opisania i nadania im „życia duchowego”. Przynajmniej raz w tygodniu wybierałam się z przyjaciółmi na długie wyprawy w poszukiwaniu miejsc, które nas fascynowały tajemniczością i pięknem. Poczułam w sobie misję uświadomienia ludziom korzeni naszej kultury duchowej, od których odcinano nas przez lata i których młodzież nie zna. Każda opowieść wymaga przestudiowania wielu materiałów źródłowych, bo każda postać, kamień, roślina które opisuję, są zaczerpnięte z mitów i wierzeń naszych przodków.

Image

Znamy mity greckie, rzymskie, egipskie i inne, ale nie znamy naszych, słowiańskich. Ja znajduję odpowiednie miejsca, wymyślam fabułę i „zaludniam” je duchami i demonami z dawnych wierzeń. Ilu młodych ludzi pokwapi się przeczytać naukowe dzieła badaczy kultury duchowej takich jak Moszyński, Kolberg czy Brückner? Dlatego piszę je w formie baśni, wybieram realne miejsca i bogato, kolorowo ilustruję z nadzieją, że ta forma zachęci młodzież do czytania, czy chociażby przejrzenia książki.

Ile do tej pory zostało ich wydanych?

R.K. Jeśli chodzi o baśnie i legendy, wydane są cztery, w formacie A4 z mnóstwem ilustracji. To „Duchy z puszczy rodem” (również w tłumaczeniu na język niemiecki), „Kiedy kruk była biały”, „Baśń o Królowej Puszczy Barlineckiej” i „Przelewickie opowieści” (również w dwóch językach). Ponadto mała książeczka „Barlinecka niezapominajkowa legenda” i kilkanaście pojedynczych legend w formie turystycznej ( z mapką i zdjęciem miejsca). Oprócz legend i baśni są jeszcze inne książki: „Dziennik liryczny”, „Imię czasu”, „Nie naprawiajcie zegara” i dwie monografie: chóru „Halka” i TMB.

W dzisiejszych czasach, w dobie Internetu, spada zainteresowanie książkami. Czy ma Pani jakiś sposób na wzbudzenie zainteresowania czytelnika?

R.K. Książki były dobrze promowane przez wydawców. Miałam wiele spotkań autorskich i konferencji, często połączonych z wystawą ilustracji w Polsce i w Niemczech. Recenzentką moich książek jest dr Urszula Chęcińska z Instytutu Filologii Uniwersytetu Szczecińskiego, która swoimi wykładami zrobiła mi wielką promocję w Szczecinie a jedna z księgarń szczecińskich eksponowała moje książki w specjalnej witrynie. Na bazie tekstów z niektórych książek powstały spektakle teatralne w Toruniu, Grudziądzu, Nowej Soli, Szczecinie, Barlinku, Przelewicach (Teatr II ze Szczecina) a także film. Nakłady nie były duże, więc książki się rozeszły a ja ciągle mam telefony z różnych miast z prośbą o przesłanie którejś, najczęściej „Nie naprawiajcie zegara”. Niestety, ja też już nie dysponuję żadnymi egzemplarzami, których mogłabym się pozbyć.

W tej chwili pracuje Pani nad jakąś książką?

R.K. Przygotowana jest do druku mała książeczka „Legenda o powstaniu Murzynowa” z ilustracjami dzieci, z którymi w czasie wakacji prowadzę tam warsztaty. Zbieram też materiały źródłowe o Romach. Chciałabym wydać romskie mity, baśnie, wierzenia. Problem w tym, że nie były one spisywane, bo Romowie nie potrafili pisać, a przekazy ustne skończyły się wraz z taborami i ogniskami. Jednak ten temat mnie fascynuje i mam nadzieję jeszcze dotrzeć do paru źródeł. Poza tym dzisiaj nie wiem co jutro przyjdzie mi do głowy.

Niektórzy z malarzy, artystów uważa, że trudno im jest sprzedać woje dzieło. Są zbyt mocno związani ze swoimi pracami. Czy Pani myśli podobnie?

R.K. Bywa trudno gdy ktoś się upiera przy obrazie z którym czuje się emocjonalnie związana. Często nie mam wyjścia bo trzeba żyć i kupować materiały do pracy (są bardzo drogie) i książki. Nie jest mi też obojętne u kogo są moje obrazy i gdzie żyją własnym życiem, kto i jak je interpretuje i odczuwa.

Image

Jak długo pracuje Pani nad obrazem?

R.K. Są artyści, którzy malują nawet „za jednym posiedzeniem”. U mnie to długi proces, przeważnie kilka miesięcy, ponieważ nigdy nie bywam usatysfakcjonowana. Wiele razy obraz odkładam, potem poprawiam, przerabiam a nawet zupełnie przemalowuję. Zawsze jest coś do poprawienia, zawsze coś nie tak. Kiedy tak się wzmagam z myślami, pracą i emocjami, bywa, że po kilku godzinach czuję się jakbym przerzuciła wiele ton węgla. Ta tzw. „męka twórcza” od której artysta nigdy nie jest wolny, jest motorem działania, ale i spala emocjonalnie.

W wyremontowanych budynkach Barlineckiego Ośrodka Kultury powstanie „Galeria Romy”. Czy oznacza to, że będziemy mogli zobaczyć „Barlinecką Romę” przy pracy? Podejrzeć jak powstają nowe dzieła?

R.K. No nie. Galeria to miejsce ekspozycji gotowych prac. Realizuje się jedno z moich marzeń. W mieszkaniu, gdzie pracuję, nie mam miejsca na przechowywanie skończonych obrazów, które dotąd skazane były często na poniewierkę i przechowywanie w różnych miejscach i różnych warunkach nie tylko w Barlinku. Wreszcie będę mogła je zgromadzić w jednym miejscu i udostępnić tym, którzy chcą je oglądać.

Nie tak dawno, na Inauguracji Roku Kulturalnego zostało Pani wręczone najwyższe, prestiżowe odznaczenie „Honorowego Obywatela Barlinka”. Jaka była pierwsza reakcja, gdy się Pani o tym dowiedziała?

R.K. Pierwsza reakcje? Chyba „o kurczę!”. Potem zastanowienie, trochę niedowierzanie, radość. Czuję się zaszczycona, usatysfakcjonowana i dumna z uznania, bo to jest przecież moje miasto, z którym od pół wieku jestem związana twórczo i emocjonalnie.

Image

Czy są jakieś nagrody, odznaczenia, które są dla Pani szczególnie ważne?

R.K. Uzbierało się ich sporo: regionalne, krajowe, związane z kulturą, pracą twórczą, społeczną, pedagogiczną; od władz miasta, wojewodów, związków twórczych, ministrów, Prezesa Rady Ministrów, Prezydenta a także od dzieci. Dla mnie bardzo ważny jest Order Uśmiechu, Nagroda Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Zasłużony Kulturze „Gloria Artis” i to ostatnie wyróżnienie. Każde odznaczenie w swoim czasie miało duże znaczenie, mobilizowało do dalszej pracy, było potwierdzeniem słusznego wyboru życiowej drogi i akceptacji moich dokonań.

Jakie są Pani plany, marzenia?

R.K. Marzenia bywają realne i nierealne. Te realne zmieniają się zależnie od sytuacji i czasem bywają możliwe do zrealizowania, jak np. moja galeria. Nierealne nie są po to by się spełniały, ale po to by mieć ideały i dążyć do celu. Sam cel powinien być nieosiągalny jak słońce. Do taki należy np. świat bez agresji, czy możliwość zrealizowania chociażby części pomysłów które się mnożą, bo przecież co dzień rodzą się nowe i „jedno życie nie starczy by dojść do słońca schodami.”. A plany?...Realizować pomysły, których co najmniej połowy jeszcze nie znam.

Dziękuję serdecznie za rozmowę

M.P.

Dodaj komentarz


Wpisy wulgarne, zawierające błędy ortograficzne, hejt, kłótnie, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane DUŻYMI LITERAMI), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Nie odpowiadamy na anonimowe komentarze. Zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj? Napisz do nas redakcja@barlinek24.pl lub użyj przycisku "Zgłoś administratorowi". Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Redakcja nie odpowiada za treść komentarzy. Prosimy nie podpisywać anonimowych komentarzy z imienia i nazwiska. Regulamin komentarzy.

Twój komentarz nie został opublikowany? Skorzystaj z fb i komentuj pod postem na naszym profilu B24.

Kod antyspamowy
Odśwież